ďťż

alexisend

Ostatnio na spotkaniu tolkienowskim naszej grupki w Krakowie, Maryen wspomniała o niezwykłości muzyki w świecie Tolkiena. Popieram ją w tej kwestii. Bardzo ciekawym pomysłem było, moim zdaniem, odwołanie się akurat do muzyki. Dźwięki otaczają nas zewsząd, nawet gdy wydaje nam się, że panuje cisza. Nawiązanie do symfonii jest rewelacyjną metaforą długiej muzyki, która zmienia tempo, wysokości dźwięków. Bardzo ciekawym tutaj elementem są także dysonanse, które świadczą o własnym wymyśle Melkora, niezgodności z wizją Eru, choć jak on sam mówi, od niego wszystko pochodzi, a więc i to jest jego zamierzeniem.

Czy zgadzacie się, że jest to wspaniała idea? Czy i jak podoba wam się takie podejście? Ktoś przywoła może przykłady z innych mitologii wykorzystania muzyki jako siły twórczej? W samym Śródziemiu muzyka nawet u Quendich ma olbrzymią moc: pozwala nawet zwyciężać wroga, jest niemal potężną magią.

Jakie jest wasze zdanie?


Ujęcie istnienia świata jako niejako odbicia muzyki, dzieła wielotematycznego i bardzo złożonego, jest jedną z najbardziej zachwycających mnie części Silmarillionu. Właściwie już na samym początku lektury poczułem, że czytam coś niebanalnego. Nie wiem, czy pochodzi to z którejś z mitologii, czy może jest wizją Tolkiena - w każdym razie jest świetnym porównaniem, ma wysokie walory artystyczne, poetyckie właściwie. Jest piękne.

A tych dysonansów jest wyjątkowo dużo... Jednak to porównanie sugeruje, że pod tymi dysonansami wciąż gra muzyka harmonijna. I to wydaje mi się jedną z najdonioślejszych cech takiego ujęcia rzeczywistości.

A "jako niejako" to ciekawe sformułowanie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • degrassi.opx.pl