ďťż

alexisend

Mam am Bostona, który już drugi raz mi ( zemdlał, miał zawał??) tak czy inaczej pies mi padł i nie mogłam go ocucić przez dobre kilka minut Pierwszym razem pies miałjakieś 6 m-cy może 8m-cy już dokładnie nie pamietam Było dosyć ciepło, wręcz chyba mozna powiedzieć gorąco, a pies podbiegł pod stromą górkę i padł ( pies biegał luzem oczywiście). Szwagier zaczął go "szarpać", nawet próbował mu wdychać powietrze przez pysk, raczej z powodu szoku niż potrzeby, no ale ratowalismy psa jak umieliśmy. Pies sie ocucił, to my go na ręce i do weta. Zajeło nam to grubo ponad pół godziny, bylismy na łakach daleko od dróg :x Nasz wet po za słuchawkami nie posiada żadnego sprzętu, obsłuchał psa i stwierdził, że z psem wszystko ok, bo i tak juz z psem było. Kazał przyjść jak atak sie powtórzy. Nie powtórzył się aż do dziś ) dziś pies ma 4 lata). Dzisiaj Boston mi uciekł, tzn wyrwał mi smycz i nawet nie biegał, tylko kłusował sobie przedemną :? Przeleciał przez ulice ( osiedlową, gdzie o tej poże nie ma żadnego ruchu), poczekał na mnie i poleciał na drugie podwórko, gdzie spotkał sunię ,obwąchał ją, zawołałam go, przybiegł do mnie i wygladało to tak jakby chciał wykonać komendę leżeć, tyle, że sie położył, a pysk mu bezwładnie walnął o trawę "Szarpałam" go kilka minut, pies nie wykazywał żadnej reakcji, po czym nagle sie ocknął popatrzył na mnie i położył sie na boku, ale oczy miał już otwarte. Głaskałam go chwilę, mówiłam do niego i po chwili pies wstał, chwiejnym krokiem doszedł do domu. W domu pies wypił dużo wody i sie położył, akurat mieliśmy gości na których wogóle nie zaaragował ,gdzie normalnie skacze pod sufit. Po około pół godzinie pies całkiem doszedł do siebie, normalnie zjadł smakołyki i domagał się pieszczot. Do weta nie szłam, bo nie ma on specjalistycznego sprzętu i znów by mi powiedział prosze przyjść w trakcie ataku, jak i o tej porze bym go nie zastała W najbliższych dniach chcę sie udać do kliniki czy jakiegoś gabinetu profesjonalnego w Szczecinie na badania, ale nie wiem który jest dobry i tu licze na Wasze rady, jak i jakieś uwagi co moze mojemu psu dolegać???

Pies nie miał żadnych objawów typu drgawki, ślinienie się, dyszenie! Biegał wcześniej w wyższych temperaturach po 40 km dziennie i nigdy nie miał ataku! Pies w czasie ataku wyglądał jakby poprostu zasnął


Nie wiem czy pomogą ale jeżeli u mnie dzieje się coś większego z psami to udaje się do Weta na ul. Chopina 53a tel 914541806 lub 914646366
Pon-pt 9:00-20:00
Sobta 10:00-14:00
Niedziela święta 10:00-12:00 (NAGŁE PRZYPADKI)

NAGŁE PRZYPADKI 601767355

Gabinet prowadzi doktor Leonard Gugała był wetem na zawodach Worona 2004.

Kasuje więcej niż przeciętny gabinet ale też bez tragedii. Jest tam paru lekarzy- specjaliści w danych dziedzinach. Ponadto skontaktował bym się np. z Narcyzem może cos pomoże.
Jonny podaj odrazu dzielnicę, jakbyś mógł ( bo Bostona moge dowieść tylko autem, inaczej musiałabym mu założyć kaganiec, a wtedy by sobie oczy wydrapał ) do Narcyza już napisałam. Dzięki
Dostałas na gg.


Dzięki Narcyz WIELKIE za rady!!! Niemniej nadal szukam dobrej kliniki czy weta w Szczecinie ewentualnie Gorzowie, czy w pobliskich miastach....
Moze z Hania sie skontaktuj
To okolice Zakola i Arkońskiego.
DR.Pasławska ale Wrocław Niedrogoa solidnie i dokładnie
Witaj Wera!

W Szczecinie nie mamy nikogo, kto by się znał na kardiologii.
Jak Luna nagle zachorowała, przewracała się i dusiła, to pojechałam do kliniki na Chopina. Doktor Wróbel zrobił badania kardiologiczne - jedno zdjęcie (o jedno za mało ponoć), osłuchowo, EKG i USG serca. Zapłaciłam 220 zł. Po czym ten doktor powiedział, że nie poda Lunie żadnych leków ani nie ustali żadnego leczenia, bo ona nie jego pacjentem, tylko doktora Cichockiego (u niego leczyłam oczy Luny). A jak jeszcze się dowiedział, że Luna miała leczoną moczówke prostą w innej lecznicy niż u nich, to doktor Wróbel skreślił mnie i Lunę z listy żywych. Lunę w dosłownym tego słowa znaczeniu. Kazał mi zapisać się na termin do Cichockiego, jeśli mam taką ochotę. Była środa. W środę go nie było, czwartek - Boże Ciało!!! Nie pomogły żadne błagania ani tłumaczenia, że pies ledwo przeżył noc i nie wiem czy przeżyje następną.
Termin wizyty wyznaczono mi na następną środę!!!
Jakbym się bardzo dobijała, to trafiła bym do doktora Cichockiego w piątek ale obawiam się, że nie miala bym już psa do piątku.
Sorry, ale jeśli życie mojego psa ma zależeć od dobrego czy złego humoru weterynarza, to ja dziękuję za takich weterynarzy.
Do leczenia moczówki prostej na Chopina wrócę potem - też żałosna historia.
Do dalszego leczenia chorób Luny (jak już odmówiono mi leczenia umierającego psa), potrzebne mi były informacje z Chopina, żeby wetka w innej klinice ze spokojem sumienia wypisywała recepty. Nie chciałam jej narażać na wypisywanie na słowo leków ścisłego zarachowania.
To w jaki sposób próbowałam wydobyć historię chorób Luny w klinice na Chopina, to długa historia. Okazało się, że jest milion powodów dla ktorych właśnie nie mogą w danej chwili wypisać zaświadczenia. Zaświadczenie wydobyłam od nich w 5-ty dzień!!!
Mimo, że znowu pielęgniarka wyszła i powiedziała, że zaświadczenia nie będzie. A jak wypiuszą, to prześlą mi pocztą. Tego dnia poszłam już do tej kliniki z osobą, która miała być świadkiem ich poczynań. Byłam wykończona psychicznie tym wszystkim.
Jakaś młoda wetka, ktora widziała mnie kilka dni wcześniej, jak prosiłam o zaświadczenie zlitowała się nade mną i załatwiła w końcu to zaświadczenie.
Oczywiście w fatalną środę pojechałam do innej lecznicy, gdzie ratowano Lunę. Także ktoś życzliwy podał mi namiary na Marka Skrobiszewskiego (znany w necie wśród wlaścicieli Westów i nie tylko), który nie zwątpił w sens ratowania Luny i pisał jakie powinnam podjąć kroki w celu ratowania Luny i jakie leki podać. Zanosiłam jego listy mojej znajomej, ktora jest kardiologiem dziecięcym. Dała mi część leków ze swojej apteczki i wypisała recepty.
Wyniki potem wysłałam także do Magdaleny Garncarz (zdjęcia cyfrówką zrobiłam na wyświetlaczu u dr-a Andrzeja Chmielewskiego - on też troche radził jakie leki kardiologiczne i wypisał receptę). Magdalena Garncarz zajmuje kardiologią.
Udzieliła paru porad i nawet dowiedziałam się jak psu zmierzyć puls.
Tak więc cały sztab specjalistów od chorób psich i ludzkich ratowal Lunę i po 9-ciodniowej walce, jak już wydawało się, że to koniec (Luna w nocy charczała już tak jakby umierała) chyba nastąpił cud i przyszło jakieś przesilenie. Choroba zelżała i zaczęła się cofać.

Według opinii jednego z weterynarzy w Szczecinie nie ma nikogo od kardiologii. Wyciągną tylko pieniądze, a i tak nie pomogą. Inny wet stwierdził, że na kardiologii w Polsce zna się góra może 5-ciu wetów. A na pewno nikt w Szczecinie.
Za solidniejsze badania - dwa zdjęcia, echo, USG serca, efekt dopplera i oczywiście osłuchowe zapłaciłam we Wroclawiu 137,5 zł półtora roku temu. Zdjęcia odczytywał radiolog, pozostałe badania doktor Pasławska.
Tak więc do kosztów na Chopina dorzuć stówę do kosztów (badania z benzyną) i wsadź psa w samochód i jedź do Wrocławia. Będziesz miała pewność, że pies jest w odpowiednich rękach.
Na dokładkę doktor Pasławska ma tyle uroku w sobie, że Lunie nawet kaganiec nie był potrzebny. Bo zwykle chciała użreć weterynarzy.

Wracając do moczówki prostej. Czemu Luna miała ją leczoną gdzieś indziej?
Luna dużo piła i siusiała. Zrobiłam badania moczu. I akurat w Szczecinie był na kursie asystenckim Tomasz Borkowski. Wiedziałam, że jest dobrym weterynarzem. Pokazałam mu te wyniki i opisałam objawy. Powiedział aby szukać ropomacicza, cukrzycy lub moczówki prostej. Poszlam z tym na Chopina. Przy pierwszym badaniu krwi zapomniano nawet zbadać glukozę. wetka na Chopina po jakiejś serii badań stwierdziła, że Luna ma CHYBA cystę na jajniku i COŚ w żołądku i najlepiej rozciąć psu brzuch i poszukać choroby. Doslownie wetka stwierdziła, że ludzie myślą, że ..... (jakiś termin medyczny, którego nie zrozumiałam), to taki problem. A to nic takiego wielkiego. Zapytalam co to znaczy ....... to coś. Okazało się, że rozcięcie jamy brzusznej.
Sama przeszłam wycięcie wyrostka robaczkowego i woreczka żółciowego. I od drugiej operacji mam ciągle bóle głowy mimo, że minęło już kilka lat.
A przy okazji wetka stwierdziła, żeby wysterylizować, bo czasem pomaga na różne choroby. Suka miała już 9,5 roku, więc nie wiem na co jej to miało pomóc. Pies chudł jak szczapa i ledwo się na nogach trzymała. Co miałam zrobić - zwiałam do innej lecznicy gdzie tego samego dnia postawiono przypuszczenie diagnozy, a następnego dnia już konkretną diagnozę, podano leki i w ten sposób uratowano mi psa od śmierci. A choroba okazała się siedzieć w mózgu, nie w brzuchu.

Nie jestem jedyną osobą, która stwierdziła, że już nie chce nic mieć do czynienia z kliniką na Chopina. Traktują ludzi jak na taśmociągu. Mogą sobie na to pozwolić!!! A gdzie etyka? Duża klinika jak na naszą wiochę z tramwajami i mają troszkę sprzętu, więc ludzie tam idą. Na bezrybiu i rak ryba. Ale tam się liczy kasa, kasa i jeszcze raz kasa. A jedni pójdą gdzieś indziej zniechęceni, przyjdą następni. Kolejki gorsze niż w przychodni rejonowej. Więc i tak jak 20 % pacjentów potraktują źle, to i tak dla nich żadna strata, bo nie mają dla wszystkich czasu.
Opłaty sądzę, że w dużej mierze zależy kto przychodzi. Niektórych traktują wręcz jak "krowy dojne".
Dr Cichocki miał czasem przebłyski, żeby traktowć mnie trochę lepiej finansowo. Bo wcześniej u innych wetów w tej klinice bez zostawienia conajmniej stówy nie miałam szans na wyjście z gabinetu.
Właściwie to odmowa dr-a Wróbla ratowania psu życia uszła mu bezkarnie. Nosiłam się z zamiarem napisania skargi do Krajowej Izby Weterynaryjnej. Zrezygnowałam. A może powinnam? Wiele osób powiedziało, że to nic nie da. To dziwne. Może gdyby takich skarg napłynęło kilka od pacjentów, to przynajmniej zwrócono by mu uwagę, że coś jest nie tak.
Jeżeli efekt takich skarg jest taki sam jak w wielu oddziałach ZKwP to rzeczywiście nie ma sensu. Czasem wręcz się odwracają przeciwko piszącemu skargę. Słyszałam o paru takich wypadkach.

W lutym będzie dr Rafał Niziołek (kardiolog z Warszawy) w Szczecinie. Z dr-em Jackiem Garncarzem ustaliliśmy termin na 16-17 luty.
Więc jak ktoś potrzebuje kardiologa albo okulistę (Jacek Garncarz), to zgłoszenia do mnie. Oczywiście także będą badania do certyfikatów.

Pozdrawiam Hania
Dzięki za rady Boston dzisiaj ganiał z amstawką dobrą godzinę i po za tym, że jest zmęczony, to nic mu nie jest Na forum klubu malamuta dowiedziałam się ,ze w niedzielę w Poznaniu będzie przyjmował:
Badania oczu Jacek Garncarz
Badania serca Rafal Niziolek
Jak będe miała jak się tam dostac, to tam pojade, jak nie to zapiszę się na badania w lutym. Pies już jeden atak miał jako szczeniak, więc sadze, ze moge poczekać do lutego o ile atak do tego czasu się nie powtórzy. Bo z tego co piszesz, to na Szzczecin szkoda i czasu i pieniedzy A w między czasie malamuciaże opowiedzieli mi tyle histori, gdzie psy były źle leczone i przez to padły, że wole nie ryzykować leczenia Bostona u jakiegoś konowała.

Nosiłam się z zamiarem napisania skargi do Krajowej Izby Weterynaryjnej

Ja po śmierci mojego psa też miałam taki zamiar, ale także mi to odradzono bo "weci jak lekarze są solidarni". Właściciel kliniki wskazał mi nawet gdzie mam zrobić sekcję psu w Katowicach.

Wera sorry za offa, ale trzepie mnie gdy czytam o takich wetach

ale także mi to odradzono bo "weci jak lekarze są solidarni Szkoda gadać...
No Narcyz, pewnie, że szkoda
a ja sądzę, że takie uogólnianie jest delikatnie mówiąc krzywdzące.
Ostatnio na zawodach ktoś opowiadał, że pies miał jakieś takie ataki (przewracał się i sztywniał) i okazało się, że to nie serce, tylko hipoglikemia. To tak a propos, gdyby szukać przyczyn, bo nigdy nic nie wiadomo. Niestety wetów w tamtym rejonie nie znam. Życzę zdrówka dla psiaka
Ja mysle,ze gdyby to bylo cos z sercem to czesciej by sie to objawialo,zwlaszcza,ze Boston chyba biega dosc duzo.
Tak sie zastanawiam, czy to nie było poprostu zwykłe omdlenie. On ostatnio jadł mniej, bo był "zakochany" ( jego ukochana suczka miała cieczkę). Ech... no nie będe gdybać, porobię mu badania to zobaczymy czy coś mu jest, czy to było jakieś chwilowe osłabieie tylko...

[ Dodano: 2007-11-21, 22:42 ]

No Narcyz, pewnie, że szkoda Tak tylko mi szkoda gadać z innego powodu.
okazało się, że to nie serce, tylko hipoglikemia Tylko do takiej hipoglikemii potrzebny jest wysiłek fizyczny... A pies Wery takiego wysiłku nie miał i jadł 3 godziny wcześniej.

Tak sie zastanawiam, czy to nie było poprostu zwykłe omdlenie. On ostatnio jadł mniej, bo był "zakochany" ( jego ukochana suczka miała cieczkę).

Mój pies kiedyś tak się odwodnił i głodził przy cieczce suki sąsiadki, że w końcu się przewrócił.
Wlaliśmy w niego masę wody i doszedł do siebie.


Mnie nawet mówiono, że sama potem mogę mieć problemy po takiej skardze z innymi lecznicami. Nie wiem na jakiej zasadzie miało by to funkcjonować. Jakieś listy gończe za piszącymi skargi czy co?
Nie wiem jak to działa ale odkąd pomagam w schronisku, co nie jest na rękę weterynarzowi tam leczącemu, mamy z koleżanką problemy z wetem praktycznie zupełnie ze schroniskiem nie powiązanym ale wiemy, że zaprzyjaźnionym z wetem schroniskowym. Przykre jest tym bardzie to, że obie od lat bardzo dobrze znamy się z tym lekarzem, bo od dawna leczy nasze prywatne psy
Schroniskowy wet twierdzi, że wchodzimy w jego kompetencje po tym jak uprosiłyśmy by nie usypiał 4 psów chorych na nużyce (psy są już zdrowe a 2 z nich mają domy) oraz po tym jak podważyłysmy jego diagnozę i skonsultowałyśmy ją z innym wetem. Przez nas ma też po prostu więcej pracy, bo jak widzimy, że z psem jest coś nie tak dzwonimy by przyjechał sam lub posłał, któregoś ze swoich wetów by psa zbadali. Wcześniej nikt tego nie robił.
Natomiast nasz miejscowy wet, który od lat leczy zwierzęta w mojej rodzinie a leczył już owce, króliki, psy, jeże i nawet jelonka .. zwyczajnie zna się z tym schroniskowym na gruncie prywatnym. Poza tym nic go ze schronem nie łączy. Zawsze pomagał nam licząc taniej za sterylki bezdomnych psów i kotów i takie tam. Teraz zaczyna marudzić i stał się po prostu niegrzeczny
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • degrassi.opx.pl